Atrakcyjna praca w miłym warsztacie, czyli jak przyciągnąć pracownika
Jeden z najczęściej cytowanych bon motów Woody’ego Allena brzmi: prognozowanie jest bardzo trudne, szczególnie w odniesieniu do przyszłości. Eksperci z branży motoryzacyjnej twierdzą, że sens ma przyjmowanie najwyżej kilkuletniego horyzontu czasowego, a wybiegane dalej wkracza już w domenę futurystyki, jasnowidztwa i kabalistyki. Spokojnie można zatem machnąć ręką na prasowe doniesienia na temat decyzji Rady UE, która klepnęła propozycję Komisji dotyczącą wprowadzenia w 2035 zerowej emisyjności, tym bardziej, że za parę lat pomysł ma zostać zweryfikowany, a termin ewentualnie odroczony. Obecnie w Polsce tylko 3% sprzedawanych nowych pojazdów to samochody elektryczne, tak więc kiedy wejdą one w wiek „aftermarketowy”, niezależne warsztaty wciąż będą miały do obsłużenia tyle elektryków, co kot napłakał. Wymiana parku samochodowego będzie postępowała powoli i chwilowo nie ma sobie co zaprzątać elektromobilnością głowy, zwłaszcza że przed niezależnym rynkiem rysują się bardziej realne problemy.
Otóż zdaniem ekspertów warsztaty coraz bardziej zmagać się będą z brakiem pracowników, a zawód mechanika samochodowego postrzegany jest jako niezbyt atrakcyjny. W powszechnym odbiorze praca w warsztacie kojarzy się z brudem, mocowaniem się z opornym żelastwem i spędzaniem całego dnia w kanale. Stereotyp ten jest coraz mniej prawdziwy, ale co z tego, skoro wciąż pokutuje. W efekcie dopływ młodych adeptów do zawodu coraz bardziej przypomina wysychający latem strumyczek. Na domiar złego następuje wysysanie pracowników, którzy odchodzą tam gdzie pieniądze większe, a praca lżejsza. Wiewiórki mówią, że w Słubicach i Kostrzynie łatwiej znaleźć kilogramową truflę w pobliskim lesie niż mechanika, bowiem skutecznie podebrała ich podberlińska fabryka Tesli.
Coraz większym zagrożeniem dla branży jest też dramatyczny niedobór wysoko wykwalifikowanych specjalistów od mechatroniki, bez których serwisowanie samochodów w pełnym zakresie jest niemożliwe. Ponieważ takich speców jest mało, a ich praca bardzo pożądana, winszują sobie odpowiednio wysokie wynagrodzenia. Na zatrudnienie ich mogą więc sobie pozwolić jedynie duże, wydajne serwisy, zapewniające najwyższy standard usług idący w parze z odpowiednio wysoką ceną roboczogodziny. Mniejsze warsztaty, których na własnego mechatronika nie stać, będą musiały korzystać z usług tak zwanego „latającego”, niezależnego specjalisty, albo odsyłać część potencjalnych klientów do konkurencji.
No dobrze, to co zrobić, żeby zawód mechanika samochodowego znów stał się atrakcyjny, a młodzi ludzie chcieli się go uczyć i wiązać z nim przyszłość? Co prawda nie jesteśmy ekspertami od rynku pracy, ale wydaje się nam, że gdybyśmy byli młodymi ludźmi, chcielibyśmy pracować w przyzwoitych warunkach, za przyzwoitą pensję.
Ktoś może sarknąć, że to postawa roszczeniowa i w głowach się poprzewracało. No cóż – rynek pracy to też rynek.