Autonomiczny cul-de-sac, czyli szofer wciąż potrzebny

26 kwi 2023

Podczas salonu samochodowego w Szanghaju, jednej z największych imprez motoryzacyjnych na świecie, odbyła się konferencja przedstawicieli chińskiego koncernu BYD, należącego do czołówki producentów samochodów elektrycznych w Kraju Środka. Inicjały BYD pochodzą od słów „build your dreams”, okazuje się jednak , że nie wszystkie marzenia można zbudować. Tak przynajmniej wynika z wypowiedzi Li Yunfei, rzecznika firmy. Otóż oświadczył on, że idea autonomicznych pojazdów obywających się bez kierowcy jest najprawdopodobniej niemożliwa do zrealizowania, a przynajmniej nigdy nie stanie się powszechna i poza ewentualnie jakimiś ograniczonymi obszarami, autonomicznych samochodów na drogach nie spotkamy.

BYD widzi tu zarówno bariery techniczne jak i prawne. Algorytmy, choćby i najdoskonalsze, nie będą mogły przewidzieć wszystkich możliwych scenariuszy sytuacji drogowych, bo ludziom przychodzą do głowy najdziwniejsze pomysły. Całkowicie autonomiczne pojazdy mogłyby się więc sprawdzić tylko wtedy, gdyby na drogach jeździły wyłącznie takie samochody. A że jest to niemożliwe, cały misterny plan bierze w łeb.

Druga kluczowa kwestia to odpowiedzialność za kolizje, w których brałyby udział samoprowadzące się auta. Kogo w razie czego obarczyć winą? Właściciela pojazdu – raczej nie, bo to nie on prowadził. To może producenta samochodu? A może dostawcę oprogramowania? No więc nie wiadomo.

Przypomnijmy, że BYD nie tak dawno ogłaszał nawiązanie ścisłej współpracy firmą NVIDIA dotyczącej wykorzystania platformy pojazdu autonomicznego Hyperion. Tak więc obecne stanowisko chińskiego koncernu poparte jest konkretnymi doświadczeniami i nie wynika z frustracji przegranego, któremu odjechała konkurencja.

To po co było jeść tę żabę i ładować ciężkie pieniądze w technologię, której nie da się wdrożyć? Zdaniem pana Li wysiłek nie pójdzie na marne. Postęp techniczny i różne rozwiązania opracowane przy okazji tworzenia autonomicznych pojazdów zostaną wykorzystane do tworzenia systemów wspomagających kierowcę, choć jego obecność w samochodzie i wzięcie odpowiedzialności za to, co się z nim dzieje wciąż będą nieodzowne.

Tak więc fantazjowanie o tym, że będziemy mogli samochodem legalnie wracać do domu z bankietu, będąc już pod dobrą datą, można między bajki włożyć. Właściciele firm przewozowych też mogą zapomnieć, że będą mieli z głowy kierowców z ich limitowanym czasem pracy i postulatami. Widok szofera za fajerą nie przejdzie do historii.

Szczerze mówiąc, wcale nie czujemy się rozczarowani, że idea autonomicznej jazdy okazała się najprawdopodobniej ślepą uliczką. W końcu u zarania motoryzacji stało poczucie wolności. Człowiek sam decydował kiedy, dokąd i którędy jedzie. No i my wciąż chcemy mieć kierownicę, gaz i hamulec. Jakoś nie mamy ochoty jeździć wózkami inwalidzkimi, choćby były pchane przez najbardziej troskliwe automatyczne pielęgniarki. Żadnych ślepych zaułków, żądamy wolnych przejazdów!

 

Zostaw Komentarz