Dziadkowe wspomnienia, czyli ostatni cepeen

22 mar 2023

Dziś powracamy z kącikiem historycznym, a to za sprawą wizyty na unikatowej stacji paliw mieszczącej się przy ul. Markowskiej na warszawskiej Pradze. Jej unikatowość polega na tym, że jako jedyna w Polsce, a tym samym na świecie, oznakowana jest historycznym znakiem firmowym CPN. Młodzi pewnie nie wiedzą co to było, ale ich dziadkom jeszcze zdarza się powiedzieć, że jadą na „cepeen” zatankować, przy czym w tym przypadku nazwa ta nie oznacza inicjałów Centrali Przemysłu Naftowego, lecz stację paliw jako taką, a to dlatego, że starsi i zaawansowani pamiętają czasy, kiedy innych nie było. Nic więc dziwnego, że wizyta na ostatnim „cepeenie” wywołała w nas istną lawinę wspomnień.

Otóż jeśli się komuś wydaje, że w tych cepeenowskich czasach tankowało się tak jak dziś, czyli podjeżdżało, lało pod korek i do widzenia, spieszymy donieść, że zaopatrywanie się w paliwo dostarczało emocji wręcz sportowych. Okres Polski Ludowej upłynął bowiem pod znakiem niedoborów paliw, co wynikało z niewystarczającego importu surowca, problemów z jego przerabianiem, wreszcie nie dość wydolnej sieci dystrybucyjnej.

Roczny import surowej ropy wynosił około 15 mln ton, tymczasem samochodów mimo wszystko przybywało, co sprawiało, że podaż nie nadążała za popytem, a na stacjach tworzyły się długachne kolejki. Problemy spotęgowały się na początku lat 80. – jeszcze przed oficjalnym wprowadzeniem kartek na benzynę zaczęto ją reglamentować. Na przykład można było tankować tylko w dni parzyste lub nieparzyste, w zależności od numeru rejestracyjnego.

Kompletna bryndza nastała 13 grudnia 1981 roku po wprowadzeniu stanu wojennego. Na kilka tygodni w ogóle wstrzymano sprzedaż paliw właścicielom prywatnych pojazdów, a kiedy ją w lutym przywrócono, reglamentacja benzyny była tak ścisła, jakby wprowadzono nie stan wojenny, ale w ogóle całą wojnę. I tak nie zapewniało to ciągłości sprzedaży – albo paliwa na stacji nie było, albo ustawiała się po nie kilometrowa kolejka.

„Braki na odcinku” wynikały z tego, że paliw produkowało się w PRL za mało, a ceny paliw ustalano urzędowo, w oderwaniu od mechanizmu popytu i podaży. W rezultacie zanim benzyna dotarła w cysternie na stację, znaczna jej część zdążyła po drodze „przeciec” do baniaków, beczek i kanistrów, a i na samych cepeenach można było zatankować na boku, bez pieczątek, kartek i zaświadczeń. Ta nieoficjalna sprzedaż odbywała się po cenach „rynkowych”, tak więc kogo było stać, ten jeździł.

Władza ludowa próbowała zwalczać proceder nieoficjalnej sprzedaży, ścigając tzw. spekulantów, ale wszystko to miało głównie wymiar propagandowy. „Rozpoczęto 1764 dochodzenia w sprawie przestępstw na szkodę klienta, do kolegiów orzekających skierowano 8680 wniosków o ukaranie za wykroczenia o charakterze spekulacyjnym. Zmasowane działania wykrywania spekulacji objęły bazary i placówki CPN. Kontrolą objęto także zaplecza magazynowe” – takie doniesienia znaleźć można było codziennie w każdej gazecie.

System reglamentowanej sprzedaży benzyny funkcjonował przez całe lata 80., choć na fali prób zreformowania niewydolnej gospodarki w 1988 roku państwo ludowe postanowiło spekulantów wyręczyć i wprowadziło dodatkową sprzedaż benzyny bez kartek, po cenach komercyjnych. Decyzja wywołała kontrowersje i nie brakowało głosów krytyki nawet w oficjalnej prasie, która sprawdzała, gdzie bije tajemnicze źródełko „komercyjnej” benzyny.  „Nieśmiałe, częściowe odejście od ścisłej reglamentacji benzyny wzbudziło wiele emocji. Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, skąd pochodzi benzyna, która sprzedawana jest po cenach umownych, od lat bowiem słyszeliśmy, że paliw płynnych brakuje, a na dolarowy import brakuje dewiz. Otóż zmniejszenie przydziałów dla jednostek gospodarki uspołecznionej pozwoliło „wygospodarować” 50 tys. ton, ograniczenie przydziałów dla taksówkarzy – 14 tys. ton, zmniejszenie liczby upoważnień do dodatkowego zakupu benzyny – 25 tys. ton. Najwięcej jednak paliwa uzyskano z nieprzyznania w tym roku zmotoryzowanym podwyższonej nomy letniej – 81 tys. ton” – donosił dociekliwy dziennikarz na łamach poczytnego dziennika.

Ostatecznie z reglamentacji zrezygnowano 1 stycznia 1989 roku, co jednak nie oznaczało, że wreszcie benzyny przestało brakować. Problem znikł dopiero w latach 90., już w czasach wolnego rynku.

Niejeden wnuczek, słysząc te opowieści, pewnie się zdziwi, że dziadek na widok znajomego logo tak się rozrzewnił. No bo za czym tu tęsknić? Za staniem pół dnia po 10 litrów etyliny do małego fiatka? Ba! Ale dziadek był wtedy dziarskim młodzieńcem, a babcia hożą dziewczyną. A jak jej było ładnie w bistorowej sukience!

 

 

 

 

 

Zostaw Komentarz