Polsko-japoński wehikuł desantowy
Prasa doniosła, że polskie wojsko kupuje pojazdy desantowe Aero 4×4. Są to samochody konstrukcji częściowo krajowej powstałe na bazie Toyoty Landcruiser. Japońskie terenówki są przerabiane w kilku specjalistycznych firmach. Oryginalne nadwozie jest demontowane i zastępowane konstrukcją rurową, a zawieszenie wzmacniane. Aero 4×4 napędzany jest czterolitrowym wolnossącym dieslem, waży 1,8 tony, a przewieźć może ładunek o masie 1,2 tony.
Armia zapłaci za 55 „pojazdów wojsk aeromobilnych o wysokiej mobilności przeznaczonych do desantowania techniką spadochronową” około 33 milionów złotych. Pierwsze egzemplarze są gotowe i trafiły na służbę do 6 Brygady Powietrznodesantowej. Nasi spadochroniarze zdążyli je już przetestować na poligonie w Żaganiu. Samochody można zrzucać z samolotów C-130 Hercules lub CASA.
Materiał prasowy, który zreferowaliśmy, jest dość skąpy i zabrakło nam zasadniczej informacji, a mianowicie w jakich to tzw. teatrach działań wojennych przewidziane jest wykorzystanie tych maszyn. Jedyny sensowny pomysł ich użycia, jaki przychodzi nam do głowy to szybki przerzut samochodów do Drawska na zbiorowe polowanie członków sztabu generalnego. Ale pewnie wyobraźnie mamy za małą i na współczesnej taktyce powietrzno-desantowej się nie znamy, mimo udokumentowanej i nienagannej służby wojskowej w czasach Ludowego Wojska Polskiego.
À propos LWP – dziennikarze sprawozdawcy z emfazą i podziwem napisali, że: „Aero 4×4 to unikalna konstrukcja, bo pojazd można zrzucić ze spadochronem, a na to decyduje się mało która armia”. Otóż pragniemy poinformować młodszych kolegów, którzy nie potrafią zanucić ani jednej piosenki z repertuaru serwowanego przed laty na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu i nawet nie bawili się w czterech pancernych, że wojsko polskie nie takie rzeczy ze spadochronem zrzucało. Już w latach 60. ćwiczono desant samobieżnych dział ASU-85 (Awiadiesantnaja Samochodnaja Ustanowka). Maszyna ważyła niemal dziesięć razy więcej od Aero 4×4 i zrzucana była z całym zestawem spadochronów oraz specjalną, amortyzowaną platformą wyposażoną w hamujące silniki rakietowe, które włączały się chwilę przez uderzeniem w ziemię.
I przynajmniej z grubsza wiadomo było, po co to i na co. Bo zgodnie z ofensywnym scenariuszem działań Układu Warszawskiego wojsko polskie miało nacierać na Danię.