Prawoskrętna muza

28 sie 2023

W pracy warsztatowca ważna jest nie tylko wiedza i dostęp do odpowiedniego wyposażenia, ale również intuicja. W niektórych przypadkach okazuje się ona kluczowa.

Pewnego dnia do niezależnego, lecz dobrze wyposażonego warsztatu przyjechało Renault Clio z 2013 roku. Za jego kierownicą siedział pan Mariusz, stary klient warsztatu, od lat serwisujący w nim swoje samochody. Tym razem po raz pierwszy przybył pojazdem, którego szczęśliwym właścicielem został parę tygodni wcześniej. Szczęśliwym z tego powodu, że tego właśnie modelu, który swoją nazwę wziął od greckiej muzy, poszukiwał od dłuższego czasu. Wreszcie znajomy laweciarz sprowadził dla niego wymarzone Clio, trzyletni egzemplarz o sporym jak na ten wiek przebiegu, ale przynajmniej wyglądającym na uczciwy.

Pan Mariusz był realistą i liczył się z tym, że samochód będzie wymagał interwencji w warsztacie, więc zarezerwował na ten cel dodatkową kwotę. Rzeczywiście, przeczucie go nie zawiodło, bo szybko zorientował się, że pojazd mocno ściąga w prawo. Z tą właśnie przypadłością Clio trafiło do serwisu.

Koło z nadciśnieniem

Mechanik, któremu powierzono auto, postanowił najpierw odbyć jazdę próbną. Wrócił z niej z wrażeniami potwierdzającymi zeznania klienta, wzbogaconymi jednak o dodatkowe spostrzeżenie – coś stukało w zawieszeniu. Zdecydował więc najpierw ustalić miejsce luzu, a dopiero potem zająć się resztą.

Inspekcja zawieszenia wykazała, że wytłukł się sworzeń wahacza oraz końcówka drążka kierowniczego. Elementy te zostały wymienione. Można było mieć nadzieję, że po ustawieniu zbieżności kół, samochód przestanie ściągać.

Przed kontrolą geometrii mechanik sprawdził ciśnienie w ogumieniu. Okazało się, że przednie prawe koło nabite jest do 3,5 bara. Doświadczony fachura wiedział, że zwiastuje to trudności. Domyślił się, że ktoś już wcześniej bezskutecznie próbował sobie poradzić z problemem ściągania, aż wreszcie postanowił skompensować je, pompując prawe koło na kamień, co zresztą i tak okazało się bezskuteczne.

Pochylenie poza zakresem

Po doprowadzeniu ciśnienia do normy, mechanik ustawił zbieżność kół przednich. W trakcie pomiarów wyszło na jaw, że nieprawidłowa jest zbieżność kół tylnych, a kąt pochylenia lewego koła poza zakresem. Do tego okazało się, że nie ma możliwości regulacji tych parametrów. Ta niedobra nowina została przekazana klientowi, co przyprawiło go o bladość. Pan Mariusz zaczął bowiem podejrzewać, że auto ma za sobą jakąś kolizję i będzie ściągać już do końca życia.

Tymczasem mechanik wyruszył na jazdę próbną, która potwierdziła jego przypuszczenia. Clio ściągało nieco mniej, ale nadal dość wyraźnie. Fachowiec postanowił jeszcze raz dokładnie obejrzeć samochód, a zrobił to w towarzystwie właściciela, który zaniepokojony doniesieniami z warsztatu, przyjechał na miejsce. Oględziny nie wykazały śladów jakichś poważniejszych robót blacharskich, więc można było mieć nadzieję, że nadwozie jest proste.

Mechanik zaproponował klientowi wymianę czopu piasty tylnego lewego koła, podejrzewając, że może być krzywy i powoduje, iż geometria tylnych kół ma niewłaściwe parametry, które nijak nie dają się poprawić. Właściciel Clio chętnie na tę propozycję przystał, modląc się w duchu, żeby przypuszczenia mechanika okazały się słuszne. Przypomniał sobie przy tym dość burzliwą rozmowę, którą przed zakupem auta odbył z własną żoną. Połowica próbowała go odwieść od pomysłu kupowania używanego pojazdu za sporą w końcu kwotę, bo może się okazać, że samochód ma jakąś ukrytą wadę. Jako argumentem posłużyła się opinią męża koleżanki, co już kompletnie rozeźliło pana Mariusza, a cała wymiana poglądów skończyła się kilkoma cichymi dniami. Klient poważnie obawiał się, że afera z Clio nie tylko nadszarpnie jego budżet, ale również poważnie zachwieje wieloletnim i mimo wszystko udanym małżeństwem.

Prawie prosto

Kiedy pan Mariusz tkwił pogrążony w gorzkiej zadumie, mechanik zdążył wymienić czop piasty i przygotować samochód do kolejnej jazdy próbnej, którą miał teraz odbyć z właścicielem.

Przejażdżka sprawiła, że klient odżył, poweselał i odzyskał rumieniec. Okazało się, że samochód przestał ściągać w prawo. No, mówiąc ściślej – prawie przestał. Jeszcze minimalnie jakaś tajemna siła ściągała go na pobocze, ale w porównaniu do stanu sprzed naprawy różnica była kolosalna. Pan Mariusz tak się rozochocił, że wygłaszając peany na cześć geniuszu i szlachetnej fachowości mechanika, poprosił o sprawienie, żeby Clio jechało już całkiem prosto jak po szynach. – Jak się panu tyle udało, to i z takim drobiazgiem pan sobie poradzi – zagrzewał fachowca do dalszych wysiłków.

„Wiśta wio, łatwo powiedzieć” – mawiał Andrzej Talar, bohater serialu „Dom”. W takich przypadkach często drobne korekty okazują się trudniejsze do przeprowadzenia od tych radykalnych. Ot, taki znany każdemu mechanikowi warsztatowy paradoks.

Po kolejnych inspekcjach pracownikowi serwisu pozostała do sprawdzenia jeszcze jedna rzecz. Otóż postanowił zamienić koła przednie z tylnymi. Fortel godny pana Zagłoby jednak się nie powiódł. Clio jeździło tak samo.

Warsztatowiec uznał, że zrobi sobie przerwę na kawę i spokojnie pomyśli. I kiedy tak siedział przed serwisem z kubkiem espresso, wygrzewając się w pierwszym wiosennym słonku, na parking podjechało bliźniacze Clio. Wówczas to przyszedł mechanikowi do głowy pomysł tak sprytny, że gdyby mu doczepić kitę, mógłby uchodzić za lisa…

Mechanik postanowił otóż z auta, które właśnie przyjechało do naprawy przełożyć koła i jeszcze raz odbyć próbną jazdę. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę, gdyż po tej operacji samochód zaczął jeździć prosto jak po sznurku. Wniosek mógł być tylko jeden – opony Clio pana Mariusza mają jakiś feler i trzeba zastąpić je nowymi. Rzeczywiście, po wymianie ogumienia problem całkowicie ustąpił.

Wojciech Słojewski, Wocar

 

 

Zostaw Komentarz