Samochody na wiatr i wodę
Podczas niedawnej konferencji w Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii współorganizowanej przez SDCM, a poświęconej napędom wodorowym można było wysłuchać szeregu interesujących wystąpień, a składając je wszystkie do kupy, dojść do wniosku, że przyszłością motoryzacji oraz energetyki są technologie wodorowe.
Zasilanie wodorowe ma swoje wielkie zalety: samochody nie potrzebują ogromnych baterii, tankowanie pojazdu trwa moment w przeciwieństwie do ładowania elektryka z baterią, wreszcie – samochód zasilany wodorem potrzebuje mniej więcej kilograma tego paliwa do przejechania 100 km, więc pod względem zasięgu bije klasyczne (jak to dziwnie brzmi) auta elektryczne na głowę.
Dlaczego zatem nie jeździmy jeszcze samochodami na wodór, a najbliższa stacja, gdzie można to paliwo zatankować znajduje się w Berlinie? Głównym powodem jest ekonomia. Ogniwa wodorowe są bardzo drogie, a i wodór kosztuje 9 euro za kilo. Tak więc na razie samochód wodorowy to propozycja dla milionerów hobbystów.
Jest również i czynnik ekologiczny, o którym mówi się rzadziej. Otóż stosowane obecnie na szeroką skalę technologie pozyskiwania wodoru, czyli reforming parowy metanu i gazowanie węgla, obarczone są wielką wadą – ich produktem ubocznym jest CO2 i to w wielkiej ilości. Dość powiedzieć, że na 2 tony wodoru uzyskanego z przerobu gazu ziemnego przypada 7 ton dwutlenku węgla, który emitowany jest do atmosfery.
Jedyną znaną ekologiczną metodą produkcji wodoru jest elektroliza wody. Kto nie przysypiał na lekcjach w szkole podstawowej, potrafi zapisać prosty wzór chemiczny tej reakcji i zapewne pamięta, że jej sprawność jest niewielka i osiąga w optymalnych warunkach 35%. Do niedawna podważało to sens ekonomiczny przedsięwzięcia, ale wszystko wskazuje na to, że jesteśmy u progu prawdziwej rewolucji energetycznej.
Japończycy uruchamiają właśnie produkcję wodoru metodą elektrolizy, do której prąd uzyskiwać będą z elektrowni wiatrowej w Yokohamie. Jest to pomysł genialny w swej prostocie. Elektrownie wiatrowe mają jak wiadomo ten feler, że jak nie wieje, to prądu z nich nie ma, za to kiedy dmie tak, że urywa głowę z kołnierzykiem, to prądu jest tyle, że nie wiadomo, co z nim robić. Teraz już wiadomo – należy przerobić na wodór. Produkcja wodoru z wiatru i wody nie tylko jest bezemisyjna, ale stanowi również doskonały sposób magazynowania energii, a to w całkowicie nowym świetle stawia zarówno ekologiczny jak i ekonomiczny sens samochodów zasilanych wodorem.
Czyli co? Tankowanie wodoru nie tylko w Berlinie, ale też w Warszawie, Radomsku i Parczewie? Dlaczego nie. Wody w Bałtyku i wiatru powinno nam wystarczyć.