Skoda i mistyka elektryczności

26 wrz 2022

Zdarzają się przypadki, kiedy to naprawiany samochód psuje się w warsztacie zupełnie bez związku przyczynowo-skutkowego z tym, co robił mechanik. Klient staje się wówczas głuchy na racjonalne argumenty, sytuacja robi się niezręczna a atmosfera nieprzyjemna.

Pewnego dnia do skromnego warsztatu typu „one man show”, którego cały personel stanowił jego właściciel, przybyła Skoda Roomster 1.6D, której właściciel zlecił wymianę klocków hamulcowych. Operacja była banalna, więc została przeprowadzona szybko. Kiedy jednak mechanik chciał uruchomić samochód, by wystawić go z garażu, okazało się, że zamontowanie nowych klocków w jakiś magiczny sposób sprawiło, że silnik nie chce zapalić.

Po kilkunastu próbach uruchomienia Skody zdechł akumulator. Mechanik podłączył prostownik, licząc na to, że pozostawiona w spokoju na kilka godzin Skoda jakoś się opamięta i wreszcie przestanie narowić.

Błędów brak

Naładowanie akumulatora nie przekonało jednak „rumcajsa” – Skoda ani myślała zapalić.

Mechanik wzniósł błagalnie oczy do nieba, oto bowiem trafił mu się przypadek awarii koincydencyjnej, czyli takiej, która objawiła się w warsztacie przy okazji naprawy czegoś innego, z czym jednak nie ma, poza okolicznościami, nic wspólnego.

Fachowiec podłączył do Roomstera tester diagnostyczny. Odczyt błędów z pamięci sterownika dał jednak niewiele, a ściślej rzecz biorąc – nic, bowiem żadnego błędu nie było.

W akcie desperacji mechanik wymienił czujniki położenia wału korbowego i wałka rozrządu jako najbardziej podejrzane. Niestety i to nie skłoniło Skody do zmiany stanowiska w sprawie zapalania.

Wówczas też nastąpiło to, co nastąpić musiało – właściciel samochodu zaczął oskarżać mechanika, że ten popsuł mu auto. Na nic zdało się tłumaczenie, że wymiana klocków nie mogła mieć nic wspólnego z zapalaniem i wszystko jest dziełem złośliwego przypadku. Klient jak dziecko, zatykał uszy i powtarzał, że samochód jest mu potrzebny do pracy.

Koledzy, pomóżcie

Mechanik postanowił ruszyć po pomoc do zaprzyjaźnionego, niezależnego, lecz dobrze wyposażonego warsztatu. Skoda została zaholowana na miejsce i trafiła od razu na stanowisko serwisowe.

Elektromechanik postanowił podłączyć samochód do komputera, choć wiedział od kolegi, że ten nie znalazł w pamięci sterownika żadnego błędu. Drugie badanie potwierdziło wyniki pierwszego, pamięć sterownika wciąż pozostawała czysta jak łza.

W tej sytuacji postanowiono odczytać wartości rzeczywiste podczas kręcenia rozrusznikiem. Niestety nie udało się podejrzeć parametrów, bo komunikacja z komputerem zrywała się przy każdej próbie uruchomienia silnika.

Fachowiec podłączył akumulator do prostownika, aby baterii nie rozładować całkiem przy kolejnych próbach, a w przerwie jeszcze raz dokładnie obejrzał kable. Po wnikliwych oględzinach poprosił kolegę mechanika, aby pomógł mu przeprowadzić jeszcze jedną próbę. Coś zaczęło mu bowiem świtać w głowie.

Doświadczenie podpowiedziało mu otóż, żeby podłączyć cęgi prądowe do kabli akumulatora i sprawdzić pobór prądu przez rozrusznik podczas uruchamiania silnika. Okazało się, że jest on tak duży, że spadek napięcia w instalacji powoduje rozłączanie komunikacji ze sterownikiem silnika i właśnie z tego powodu Skoda nie chciała zapalić.

Awaria została namierzona i osaczona. Przeprowadzono jeszcze diagnostykę samego rozrusznika i wkrótce już było wiadomo, gdzie tkwiła przyczyna całego zamieszania. Winny był automat rozrusznika. Przy okazji wyszło na jaw, że klient niedawno wymienił rozrusznik na regenerowany, bardzo tani. Po wymianie automatu rozrusznik zaczął kręcić szybciej zaś Skoda zapalała od dotknięcia.

Sukces był pełen, ponieważ udało się nie tylko naprawić usterkę, ale również przekonać właściciela auta, że mechanik wymieniający klocki hamulcowe nie miał z nią nic wspólnego. Właściciel Skody zdobył się nawet na zdawkowe przeprosiny.

Wojciech Słojewski, Wocar

Zostaw Komentarz