Tajemnicze marże i tankowce, czyli jak skubią nas rafinerie
Kilka dni temu ceny benzyny i oleju napędowego osiągnęły poziom horrendalny i dotąd nie notowany. Nie towarzyszyły temu żadne publiczne ubolewania przedstawicieli naszych paliwowych koncernów. Klientom pozostało przyjąć podwyżki do wiadomości jako oczywistą konsekwencję wzrostu cen ropy na giełdach i drożejącego dolara.
Na szczęście Wuj Sam wysłuchał naszych apeli o wpłynięcie na światowych nafciarzy, żeby zwiększyli produkcję. Ropa na światowych rynkach staniała, a do tego złoty się umocnił. Zatarłszy radośnie ręce, skwapliwie nastawiliśmy uszu w oczekiwaniu na komunikat o spadku cen paliw. No i doczekaliśmy się. Orlen uroczyście odtrąbił obniżkę w hurcie o 34 grosze na litrze ON i 20 groszy na litrze benzyny. Nic tylko się radować i chwalić nasze narodowe rafinerie oraz ich łaskawość niezmierzoną.
No więc radowalibyśmy się, gdyby nam nie wyszło, że ceny spadły mniej, niżby to wynikało z wielkości spadków cen i kursów. Przypomnijmy, że tuż przed wybuchem wojny baryłka ropy BRENT wyceniana była na 94 dolary, a za dolara trzeba było zapłacić 4,20 zł. Litr oleju na stacji kosztował wówczas mniej więcej 5,50 zł. Po inwazji Rosji na Ukrainę ropa podrożała do 130 dolarów, a dolar do 4,60 zł. Wkrótce też cena litra oleju napędowego na stacji podskoczyła do prawie 8 zł. Teraz baryłka ponownie kosztuje poniżej 100 dolarów, a kurs dolara wynosi 4,30 zł. Dlaczego zatem cena litra ON w hurcie spadła tylko o 34 groszy, a nie proporcjonalnie do obniżek cen surowców i walut?
Nieco światła rzuca na sprawę informacja znaleziona na portalu Bankier.pl. „Modelowa marża rafineryjna (według metodologii PKN Orlen) wzrosła od 2 marca z 4 USD za baryłkę do około 30 USD” – czytamy. Za chwilę zapewne dowiemy się, jak na tę radosną enuncjację zareagował tzw. parkiet i ile podrożały akcje Orlenu i Lotosu. Zaprawdę, genialnych mamy menedżerów – skubią nas z wprawą zaradnej gosposi, a my możemy najwyżej pogęgać.
Przyszedł nam do głowy pewien pomysł. Otóż postulujemy, żeby na stacjach obok wyświetlanych cen paliw obowiązkowo umieszczać takiej samej wielkości informację o aktualnej marży koszonej przez rafinerie. Znudziły nas już bowiem rzewne ballady o dobrym prezesie, co obniżył ceny, żeby nas inflacja nie zjadła. Niechaj każdy kierowca wie, jaką składkę przy każdym tankowaniu odprowadza na dywidendy dla akcjonariuszy, premie dla zarządu i wynagrodzenia dla młodych zdolnych z działu marketingu.
Przy okazji, z dziennikarskiego obowiązku informujemy, że do portu w Gdańsku wpłynął rosyjski tankowiec z ropą. Żadna z naszych rafinerii nie przyznaje do tego ładunku. No to pewnie kapitan trąba, miał płynąć na Węgry i pomylił porty. Przecież to niemożliwe, żeby polskie koncerny narodowe kupowały od…