Corsa i usterka spreparowana

09 sie 2022

Specjalnie sprokurowane usterki w samochodzie można spotkać nie tylko na szkoleniach technicznych. Zdarza się, że zastawione na mechanika pułapki czyhają również w samochodach, które trafiają do warsztatu na zwyczajną naprawę.

Do niezależnego, ale dobrze wyposażonego warsztatu przyjechał Opel Corsa z 2010 roku z silnikiem benzynowym. Pani Ania, właścicielka pojazdu, zażywna blondynka w wieku nieokreślonym wyjawiła, że od jakiegoś czasu samochód źle jeździ, silnik pracuje nierówno i szarpie. Na tablicy wskaźników świeciła lampka check engine. Użytkowniczka wiedziała, że samochód ma coś do przekazania, poprosiła więc o test komputerowy, który, jak mniemała, mógł rzucić światło na problem niesprawności auta.

Może tylko świece

Mechanik podłączył tester do złącza diagnostycznego i sprawdził, jakie błędy zapisały się w sterowniku. Okazało się, że dotyczą one wypadania zapłonu na jednym z cylindrów, a opis „przerwa, zwarcie przerywacza zapłonu” wskazywał na uszkodzenie cewki zapłonowej. Mechanik zdemontował więc cewkę, a konsekwentnie idąc dalej, wykręcił świece zapłonowe, sprawdzając, w jakim są stanie. I tu niespodzianka, świece były mocno zużyte, a jedna z nich była ciemna, jakby nie zapalała mieszanki. Do tego dwie miały inną wartość cieplną.

Sprawa wydawała się całkiem banalna – wymieni się świece i po krzyku. Z tej konstatacji ucieszyła się również klientka, bo komplet świec to wydatek znacznie mniejszy niż kupno nowej listwy zapłonowej, która kosztuje kilka setek.

Corsa otrzymała nowe, katalogowo dobrane świece zapłonowe. Silnik zaczął pracować równo jak pszczółka, można było z czystym sumieniem wydać samochód klientce, zadowolonej, że awaria okazała się banalna a naprawa niedroga.

A jednak cewka

Oczywiście, to nie koniec historii. Oto bowiem po kilku tygodniach pani Anna przyjechała do warsztatu dokładnie z tym samym problemem – silnik pracował nierówno i dławił się, a na panelu wskaźników świeciła się pomarańczowa kontrolka check engine.

Wychodzi na to, że to jednak cewka dostaje zwarcia i niestety trzeba będzie ją wymienić – orzekł mechanik, przyprawiając panią Anię tym niewesołym spostrzeżeniem o przygnębienie.

Wyłowione z pamięci sterownika błędy były takie same jak poprzednim razem. Wszystkie poszlaki wskazywały, że winna jest cewka. Mechanik zdjął zatem listwę zapłonową, ale na wszelki wypadek jeszcze raz wykręcił wszystkie świece. Widok był zaskakujący, ponieważ jedna z nich znów miała ciemniejszą elektrodę niż pozostałe, a raczej trudno było przypuszczać, że nowa świeca jest niesprawna. Był to więc kolejny argument za tym, by wymienić cewkę.

Dokonując rutynowych oględzin zdemontowanej listwy, spostrzegawczy fachowiec zwrócił jednak uwagę na pewien drobny szczegół. Coś tam pomanipulował przy listwie, po chwili zaś wydał z siebie krótki a enigmatyczny okrzyk: „Mam skurczyflaka!”, a oblicze jego rozpromienił dawno nie widziany uśmiech.

Ciało obce

Otóż mechanik zauważył, że jedna z końcówek łączących cewkę ze świecą jest trochę zanieczyszczona, jakby okopcona i zaśniedziała. Przyczyna całego zamieszania z Corsą tkwiła w silikonowej tulejce, gdzie fachowiec odkrył dziwny obiekt, który niewątpliwie znalazł się tam nie przypadkiem, ale chyba tylko ten, kto go tam umieścił, wiedział, jaki był tego cel. Po wydłubaniu dziwnego „ciała obcego” i zainstalowaniu tego, czego tam brakowało, cewka zaczęła działać bez zarzutu. Usterka została skutecznie usunięta.

Pozostaje wyjaśnić, co znalazł mechanik. Otóż wewnątrz tulei powinna znajdować się sprężynka z opornikiem przeciwzakłóceniowym. Tymczasem zamiast opornika tkwił tam do złudzenia go przypominający… patyczek. Duży opór przejścia iskry powodował wypadanie zapłonów i zanieczyszczanie świecy. Po włożeniu opornika w miejsce patyczka silnik zaczął pracować bez zarzutu.

Można jedynie zgadywać, dlaczego włożono rzeczony patyczek zamiast opornika. Najprawdopodobniej ktoś zgubił ten niewielki detal i postanowił zastosować „protezę”.

Wojciech Słojewski, Wocar

Zostaw Komentarz