Łatwopalny postęp, czyli obawy mocno przesadzone

10 maj 2023

Tegoroczna wiosna okazała się zimna jak diabli, ale pewnie za chwilę zrobi się gorąco jak na Saharze i jeszcze za chłodami zatęsknimy. Więcej niż pewne, że wśród tęskniących będą właściciele samochodów, w których szwankuje klimatyzacja. Kiedy wreszcie kopną się do warsztatu, dowiedzą się, że muszą stanąć w kolejce, bo tych, których zaskoczył nieoczekiwany początek lata jest więcej. Właściciele stosunkowo nowych samochodów, w których stosuje się ekologiczny czynnik chłodzący R1234yf, będą dodatkowo złorzeczyć, że płacą trzy razy więcej niż ci, którzy mają układy na stary dobry R134a. Z kolei weterani, którzy mieli do czynienia z najstarszymi układami napełnianymi freonem, westchną z nostalgią, że wtedy czynnika praktycznie w ogóle nie trzeba było uzupełniać, bo tak łatwo nie uciekał. Ale nie ma co narzekać na postęp, a na pociechę warto sobie przypomnieć, że układy klimatyzacji były kiedyś spotykane tylko w najdroższych, najlepiej wyposażonych samochodach, a dziś są standardem nawet w najtańszych wozidłach.

Przy tej okazji przypomniała się nam debata, która rozgorzała dekadę temu, a dotyczyła wpływu nowego czynnika na bezpieczeństwo. Przypomnijmy, że w owym czasie nie wiadomo jeszcze było, co zastąpi niezdrowy dla klimatu czynnik R124a. Oprócz R1234yf brano bowiem pod uwagę również R744, czyli zwykły dwutlenek węgla. Firmy, które opracowywały wysokociśnieniowe układy na CO₂, wskazywały, że jest on znacznie tańszy, łatwiejszy do pozyskania, ma niższy indeks GWP, a do tego jest całkowicie niepalny.

Właśnie palność nowego czynnika była wskazywana jako realne zagrożenie. Temperatura zapłonu czynnika R1234yf wynosi około 400 stopni Celsjusza, a więc znacznie mniej niż starszego R134a. Straszono zatem, że w razie kolizji istnieje ryzyko pożaru, którego ugaszenie jest trudne, a do tego dochodzi do wydzielania się trującego fluorowodoru, który w kontakcie z wodą tworzy wyjątkowo żrący, a więc niebezpieczny kwas fluorowodorowy. W internecie pojawiały się zdjęcia spalonych pojazdów, a nawet filmik pokazujący jak w samochodzie dochodzi do samozapłonu układu klimatyzacji z powodu uszkodzenia wentylatora odbierającego ciepło ze skraplacza. Lobby dwutlenkowe przepowiadało, że upowszechnienie czynnika R1234yf doprowadzi do epidemii pożarów samochodów.

Minęło 10 lat i jakoś o fali pożarów spowodowanych przez nowy czynnik nie słychać. Obawy okazały się być zdecydowanie na wyrost. Może zatem podobnie będzie z bateriami samochodów elektrycznych. Krytycy elektromobilności wskazują bowiem na ryzyko uszkodzenia ogniw, co w konsekwencji może doprowadzić do niedającego się ugasić pożaru. Stosowne zdjęcia doszczętnie wypalonych samochodów elektrycznych również dostępne są w internecie. Zapewne okaże się jednak, że to zagrożenie również było wyolbrzymione, a z incydentalnych przypadków zrobiono prawdziwą plagę.

Gotowi jesteśmy się założyć, że kiedy samochody zasilane wodorem staną się realną alternatywą i przestaną być tak jak dzisiaj jedynie eksperymentem i mglistą obietnicą, okaże się, że i one są niesamowicie niebezpieczne. Wodór, to się dopiero pali! Pamiętacie katastrofę Hindenburga?

 

 

Zostaw Komentarz