Polska nad Bałtykiem niech parawanem i wiatrakiem stoi

19 lip 2023

Motoryzacyjny krajobraz zmienia się tak błyskawicznie, że robienie założeń dotyczących odległej przyszłości wydaje się pozbawione sensu. Weźmy na przykład kwestię elektromobilności – lobby związane z producentami bateryjnych samochodów elektrycznych próbuje przekonać publiczność, że tylko ten rodzaj napędu ma przyszłość i chcemy czy nie chcemy, wszyscy będziemy takimi elektrykami jeździć, bo za jakiś czas innych samochodów po prostu nie będzie. Tymczasem prasa donosi, że koncern Bosch, jeden z potentatów w dziedzinie motoryzacyjnych technologii, zapowiedział wielkie inwestycje w rozwój ogniw wodorowych, na który do 2026 roku przeznaczy w sumie 2,5 mld euro. Firma poinformowała też, że nad wodorowymi projektami pracuje w niej ponad trzy tysiące jajogłowych.

Stefan Hartung, prezes niemieckiego giganta, wystosował apel do polityków, by z większą niż dotąd energią zajęli się kwestią wodoru. – Po pierwsze musimy zwiększyć tempo produkcji wodoru w UE. Po drugie należy stworzyć globalne łańcuchy dostaw, po trzecie – wodór trzeba wykorzystywać we wszystkich sektorach gospodarki, a po czwarte ważne jest szybkie stworzenie infrastruktury umożliwiającej dystrybucję wodoru w Europie – wylicza Hartung.

Nie mamy zamiaru wieszczyć, że przyszłością motoryzacji są technologie wodorowe, bo skąd właściwie mamy to wiedzieć. Intuicja podpowiada nam jednak, że Bosch nie pakowałby środków w pomysł, który nie miałby realnych szans na sukces.

Tu przypomina się konferencja prasowa sprzed paru lat, podczas której minister gospodarki roztaczał wizje rozwoju technologii wodorowych w Polsce, bo kraj nasz jest wielkim producentem tego gazu. Oczywiście, kto ma choć blade pojęcie o polskich realiach gospodarczych, ten wie, że u nas wodór pozyskuje się w zakładach azotowych z gazu ziemnego, a służy on do produkcji nawozów sztucznych. Przy tym jest to tzw. wodór szary, a więc nieekologiczny, bo w procesie jego pozyskiwania wydala się do atmosfery od metra dwutlenku węgla, którego emisję mamy przecież ograniczać, tak więc stosowanie tego wodoru jako nośnika energii jest całkowitym nonsensem.

Naszym zdaniem najbardziej kompetentnymi „czynnikami” wypowiadającymi się na temat przyszłości technologii wodorowych w Polsce są minister turystyki wraz z ministrem klimatu. Otóż najbardziej pożądany jest tzw. wodór zielony, czyli pozyskiwany ze źródeł odnawialnych. I tu właśnie pojawia się nasza szansa. Mamy przecież szeroki dostęp do Bałtyku, gdzie zazwyczaj wieje jak jasny gwint, na co dowodem jest rozkwit polskiej kultury plażowych grajdołów parawanowych. Woda w Bałtyku jest co prawda zimna i mętna, ale za to po kolana, więc można by na naszym szelfie nastawiać mnóstwo wiatraków, a z uzyskanego prądu wytwarzać wodór.

Ropy w Karlinie siknęło tyle, że wystarczyło na dwie cysterny, a gaz z łupków okazał się nadzieją głupków. No to chociaż z wiatru zróbmy pożytek, bo przynajmniej tego nam nie brakuje. Polska potęgą nie tylko parawaningu, ale i wiatrakingu!

 

 

 

 

Zostaw Komentarz