Praktycznie najlepsze
Projekt nowego produktu może zostać oceniony rewelacyjnie. Testy prototypu mogą udać się w stu procentach. Ale prawdziwy sprawdzian zaczyna się dopiero, gdy gotowy produkt trafia w ręce klienta. Czy lampom inspekcyjnym Philips udało się „pokonać mrok”… polskich warsztatów?
Trzy serwisy naprawy samochodów – z Rybnika, okolic Warszawy i Olsztyna – otrzymały do testów komplet dwóch profesjonalnych lamp warsztatowych Philips – CBL40 i HDL10. Pierwsza z nich to unikalne na rynku hybrydowe źródło światła – lampa przewodowa, która ma także wbudowany akumulator pozwalający, w razie potrzeby, do dwóch godzin pracować bez przewodu zasilającego. Z kolei HDL10 to popularna „czołówka”, czyli zasilana bateriami lampa montowana na głowie, której snop światła podąża za wzrokiem użytkownika.
Polscy warsztatowcy od lat korzystają z przenośnych źródeł światła, ale – jak przyznają – ich żywotność pozostawia wiele do życzenia. Lampy warsztatowe, często niewiadomego pochodzenia kupowane na aukcjach internetowych, nie wytrzymują pracy w środowisku, w którym narażone są nie tylko na upadki, ale także działania żrących substancji ropopochodnych (np. oleju silnikowego). Fakt, kosztują zaledwie kilkadziesiąt złotych, ale gdy trzeba kupować nową co dwa miesiące, w skali roku oznacza to już poważny wydatek. „W naszym przypadku niechlubny rekord wynosił siedem lamp zniszczonych w ciągu czterech miesięcy. Chciałbym, aby lampa inspekcyjna wytrzymała chociaż rok” – narzekał Bartosz Cendrowski z podwarszawskiego warsztatu Twin Cars. Inne – całkiem nieoczekiwane – rozwiązanie znalazł warsztat sieci Auto Crew Oskar z Rybnika. „Po prostu korzystamy z lamp górniczych, które są pancerne i odporne na wszystko” – wyjaśnia Maciej Pustelny, właściciel warsztatu. Tyle, że lamp górniczych nie kupi się w zwykłym sklepie.
Jak sprawdziły się lampy Philips? Po dwóch miesiącach wszystkie były sprawne – to pierwsza dobra wiadomość.
CBL40 – z przewodem i bez przewodu
„Bardzo łatwo się nią operuje, można zaufać mocowaniu na magnes i haczyk” – chwalił Bartosz Cendrowski. Podobnie zadowolony był Maciej Pustelny: „Sprytna lampa – mieści się w ciasnych przestrzeniach i łatwo można ją wsunąć, żeby dokładnie oświetlić miejsce naprawy”. Lampa zebrała dobre recenzje i w trzecim warsztacie – Tokarski Auto Serwis z Olsztyna. „Kiedy słyszę od mojego pracownika ocenę brzmiącą – „jest porządna” – już wiem, że się sprawdziła” – podsumowuje Wiesław Tokarski.
Testujący zwracali uwagę także na odporność lampy Philips CBL40. „Kabel zasilający jest masywny i solidnie wykonany, także złącze wygląda na bardzo odporne na eksploatację” – zauważył Maciej Pustelny. W ciągu dwóch miesięcy lampy nie raz upadały na podłogę, ale nadal działają i ich obudowy nie noszą śladów zużycia.
„Trochę szkoda, że po odłączeniu od zasilania lampa świeci tylko dwie godziny” – zwrócił uwagę Maciej Pustelny. Jednak założeniem CBL40 była dodatkowa możliwość działania bezprzewodowego przez krótki czas. W ofercie Philips znajdują się bezprzewodowe lampy, których akumulatory wystarczą do pracy przez cały dzień, takie jak najnowsze modele RCH21 i RCH31.
HDL10 – i ręce masz wolne
Zupełnie inną lampą jest „czołówka” HDL10. Trzy baterie AAA wystarczają na 10 godzin pracy, a lampa waży zaledwie 115 gramów (z bateriami!) – to mniej niż przeciętny smartfon. Nietypowe zastosowanie dla niej znalazł Wojciech Tokarski z Olsztyna. „Po godzinach lubię naprawiać stare motocykle. Tu nie sprawdzają się tradycyjne lampy mocowane na magnes lub na haczyk, bo zwykle nie ma do czego ich zamocować. Tymczasem lampa czołowa pozwala dokładnie oświetlić miejsce pracy, niezależnie od tego, czy się klęczy obok motocykla czy wręcz pod nim leży” – opisuje. W pozostałych dwóch warsztatach HDL10 sprawdziła się przy inspekcji i naprawach układów zawieszenia. „Można mieć obie ręce wolne, a to jest bardzo przydane gdy szuka się miejsc wycieków czy luzów” – wskazuje Bartosz Cendrowski. „Podoba mi się, że ta lampa czołowa daje rozproszony snop światła, a nie punktowy – równomierne oświetlenie jest bardzo wygodne” – dodaje Maciej Pustelny. Kąt rozsyłu światła wynosi tu 50 stopni, użytkownik ma też do wyboru strumień o natężeniu 50 lub 100 lumenów.
Czy warto?
Testerzy byli zgodni – warto zapłacić więcej za markowy produkt niż co kilka tygodni kupować nową lampę. „Klienci widzą i doceniają, że w pracy korzystamy z profesjonalnych narzędzi” – podkreśla Bartosz Cendrowski. Oznacza to, że z punktu widzenia warsztatowców takie lampy nie tylko są realnie tańsze i wygodniejsze w użytkowaniu, ale także budują wizerunek fachowców w oczach klientów.