Prognoza pogody dla bogaczy: będzie drogo i bez sensu
W ciekawym wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej” Jacek Pawlak, prezes Toyota Motor Poland prognozuje najbliższą przyszłość w motoryzacji. Główna myśl przedstawiona w rozmowie brzmi następująco: producenci pojazdów są przygotowani do przestawienia się na produkcję wyłącznie samochodów elektrycznych. Problem polega na tym, że rynek na to gotowy nie jest. Samochody elektryczne są wciąż znacznie droższe od aut konwencjonalnych i wbrew temu, co twierdzą rozmaici entuzjaści i lobbyści, nic nie wskazuje, by miały tanieć za sprawą zwiększenia skali produkcji. Pawlak wyraża wątpliwość, by to się miało zmienić, a to z powodu horrendalnego wzrostu cen surowców. Wystarczy wspomnieć, że lit, główny składnik samochodowych baterii napędowych zdrożał w ostatnich latach, uwaga, to nie pomyłka, dziesięciokrotnie! Do tego cena innego kluczowego surowca, kobaltu, poszła w górę o 200%, a niklu o 150%.
„Oczywiście szukamy nowych technologii do baterii opartych na dużo częściej występujących na ziemi metalach. (…) Szukamy rozwiązań bipolarnych opartych na magnezie albo ze stałym elektrolitem. Mają być lżejsze, mniejsze, szybciej ładujące, z większym zasięgiem. To jednak dopiero faza badań. Trudno stwierdzić, co się tu uda zrobić” – mówi Jacek Pawlak.
Warto w tym miejscu przypomnieć, co już dwa lata temu powiedział Akio Toyoda, prezes całego koncernu Toyota. Stwierdził otóż, że forsowanie elektromobilności oznaczać będzie cios dla całego sektora motoryzacyjnego w Japonii i znacznie ograniczy liczbę miejsc pracy. Przedstawił również szacunki, z których wynika, że jeśli wszystkie samochody jeżdżące po japońskich drogach miałyby napęd elektryczny, w kraju zabrakłoby prądu. Toyoda wskazał też, że wprowadzenie elektromobilności w Japonii oznaczać będzie nie ograniczenie emisji dwutlenku węgla, ale jego wzrost, co wynika ze struktury miksu energetycznego w tym kraju, w którym prąd w 80% pochodzi z elektrowni opalanych węglem i gazem. Prezes Toyoty zadał na koniec takie oto retoryczne, a przy tym dramatyczne pytanie: Czy politycy naprawdę wiedzą, o czym mówią, kiedy postulują wyeliminowanie samochodów zasilanych benzyną?
Zbierając do kupy wszystko, co mówią ludzie rzeczywiście znający się na rzeczy, można pokusić się o przedstawienie wizji niedalekiej i co tu dużo gadać, niewesołej przyszłości. Coraz mniej ludzie stać będzie na kupno własnego samochodu. Mamy tu na myśli nie tylko nowe auto, ale w ogóle jakiekolwiek. Jako społeczeństwo staniemy się mniej mobilni. Carsharing, który zdaniem apostołów nowego, elektromobilnego świata ma temu zaradzić, być może sprawdzi się w kilku największych miastach. Tam, gdzie ludzie dojeżdżają po 30 km do roboty, a po pekaesach pozostało coraz bardziej mgliste wspomnienie, żadnego carsharingu nie będzie. Będzie za to wykluczenie komunikacyjne, a co za tym idzie -poszerzające się strefy ubóstwa.
Ale my tu gadu gadu, a tymczasem Europa zwiększa wydobycie i import… węgla. Niemiecki minister gospodarki i klimatu Robert Habeck już parę tygodni temu zapowiedział zmniejszenie produkcji energii elektrycznej z gazu i jednoczesne zwiększenie wykorzystania elektrowni zasilanych węglem brunatnym i kamiennym. – To gorzkie, ale nieuniknione – stwierdził minister z ramienia partii Zielonych.
I to takim właśnie prądem z węgla będą zasilane samochody elektryczne, które wyzwolą klimat od węgla. Czego nie rozumiecie, obywatele?