Zamykają kramik, czyli rzecz o polityce przemysłowej
No i nie będzie już Opla z Gliwic. 30 listopada z taśmy zjedzie ostatni egzemplarz Astry, a fabryka po 23 latach działalności zostanie zamknięta. Produkcja kolejnej generacji popularnego modelu zostanie ulokowana w zakładach w Rüsselsheim, kolebce firmy Opel.
Zamknięcie gliwickiej fabryki nie jest zaskoczeniem, bo od paru lat produkcja była w niej sukcesywnie zmniejszana. Dość powiedzieć, że w 2016 roku zmontowano tam ponad 200 tysięcy samochodów, a w obecnym ledwie 45 tysięcy.
Oczywiście za tą decyzją stoi polityka, konkretnie zaś polityka koncernu Stellantis, który powstał z połączenia Fiata-Chryslera z PSA (Peugeot-Citroen). Po konsolidacji zarząd doszedł do wniosku, że ma nadmiar mocy produkcyjnych. I choć fabryka w Gliwicach uznawana była za najnowocześniejszą i zapewniającą najwyższy standard produkcji spośród wszystkich europejskich zakładów GM przejętych przez Stellantis, to właśnie ona została skazana na likwidację. No cóż, siła niemieckich związków zawodowych jest taka, że potrafią one kształtować zachowania konsumenckie. Niemiecki rynek jest zaś dla Stellantisa kluczowy, a polski marginalny. O pozycji polskich związków w sektorze prywatnym nie ma nawet co wspominać.
Z sektora państwowego też nie płyną dobre wieści. Jak donosi prasa, na skraju upadku znalazła się najstarsza na ziemiach polskich fabryka opon Stomil Poznań, założona w 1928 roku. Obecnie należy ona do Państwowej Grupy Zbrojeniowej i jak donoszą zakładowi związkowcy, tonie w długach. Wedle związkowców nie ma to jednak nic wspólnego z pozycją na rynku, ponieważ poznański Stomil nie narzeka na brak zamówień. Mało tego, jeden z oponiarskich potentatów chce złożyć wielkie zamówienie na dostawy mieszanek, ale zarząd ponoć nie kwapi się do podpisania umowy, a to dlatego że decyzja w sprawie fabryki już zapadła. Tereny zostaną sprzedane deweloperom, a uzyskane pieniądze pójdą na spłatę zobowiązań. Tu ciekawostka – głównymi wierzycielami Stomilu jest państwowa spółka matka – PGZ oraz równie państwowa Agencja Rozwoju Przemysłu.
Jakim to cudem firma z zamówieniami mogła zostać doprowadzona do tak dramatycznej sytuacji finansowej? Związkowcy i to umieją wytłumaczyć. Otóż menedżerowie dostawiali premię nie od zysku, tylko od przychodu, przez co Stomil pozawierał kontrakty, do których dokładał. Było więc jak w stareńkim kawale o tym, jak pewien podsądny wyjaśniał wysokiemu sądowi, że do kramu tylko dokłada, a żyje wyłącznie z tego, że w szabas go nie otwiera. PGZ najwyraźniej postanowiła pójść za jego przykładem i zamknąć kramik, żeby do niego nie dokładać.
A co będzie z „menedżerami” ze Stomilu ? – może sobie pomyśleć zatroskany Czytelnik. Ależ nie martw się, Czytelniku. Takie talenty się u nas nie marnują. Tylko wypatrywać kolejnych sukcesów.