Branżowy gen szczęścia
Odbył się XIII Kongres Przemysłu i Rynku Motoryzacyjnego, spotkanie branży, podczas którego można się dowiedzieć, co w trawie piszczy. Ponieważ braliśmy udział w tym i wszystkich poprzednich kongresach, widzimy wyraźnie, jak zmienia się nie tylko sama branża, ale również jej postrzeganie.
Były czasy kiedy SDCM porywało posłów prosto z sejmowych kuluarów i przywoziło na kongres, by pokazać im, że branża motoryzacyjna to coś więcej niż tylko montownie samochodów. Dziś ministrowie z dumą opowiadają, że Polska jest dziesiątym producentem komponentów motoryzacyjnych na świecie, a dystrybucja części, nie dość że znakomicie zorganizowana, jest w olbrzymiej większości domeną firm z rodzimym kapitałem.
Tematem przewodnim tegorocznego kongresu były wyzwania jakie pojawiają się na horyzoncie, a związane są z elektromobilnością wymuszaną przez europejskie regulacje, zmianami na rynku samochodowym – na przykład upowszechniającym się car-sharingiem, a jeszcze dalszej perspektywie – z pojawieniem się samochodów autonomicznych.
Najogólniejsza refleksja jaka przychodzi nam do głowy po tegorocznym kongresie jest taka, że czynników wpływających na koniunkturę jest tak wiele, iż przewidywanie zmian na rynku jest w dalszej perspektywie raczej niemożliwe. Kto jeszcze trzy lata temu poważnie brał pod uwagę wypisanie się Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej? Tymczasem tematem jednej z dyskusji panelowych był wpływ Brexitu na branżę motoryzacyjną, który jak się okazuje, może być zadziwiająco duży. Uczestnicy kongresu byli jednak jak zwykle optymistycznie usposobieni. Wszyscy przewidywali wzrost i prosperity.
Podobno istnieje gen szczęścia. Gdyby naukowcy chcieli go jakoś wyodrębnić, powinni się przyjrzeć polskiej branży motoryzacyjnej.