Fabryki samochodów stają, a elektryków coraz więcej, czyli motoryzacyjny cud mniemany

27 paź 2021

Z fabryk samochodów dochodzą iście hiobowe wieści. Jedne zakłady pracują na pół gwizdka, inne wręcz zawiesiły produkcję. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, we wrześniu z fabryk samochodów w Polsce wyjechało ponad połowę samochodów mniej niż w tzw. analogicznym okresie roku ubiegłego. Słowem, mamy do czynienia z gigantyczną zapaścią, nienotowaną chyba od czasów II wojny światowej.

Wszystko to jak wiadomo spowodowane jest przez brak półprzewodników, z których robi się mikroprocesory stosowane w rozmaitych komponentach elektronicznych, którymi samochody są w coraz większym stopniu faszerowane, przy czym im droższy samochód, tym wszelakich sterowników jest w nim więcej. Czkawką odbija się pandemia, a konkretnie okresowe zamykanie zakładów, co przerwało ciągłość dostaw. Do tego wszystkiego gdzieś tam był pożar, gdzie indziej znowu powódź, krótko mówiąc wszystko zadziałało zgodnie z powiedzonkiem nieżyjącego już artysty Wiesława Dymnego, który mawiał, że problemy mnożą się jak króliki, za to pieniądze – impotenty.

Na rynku widać jednak ciekawe zjawisko. W krajach Unii Europejskiej liczba nowo zarejestrowanych samochodów osobowych spadła rok do roku o 23%, tymczasem w segmencie aut elektrycznych nastąpił spektakularny wzrost wynoszący 57%. W czasach krzemowego deficytu produkcja elektryków rośnie, mimo że mikroprocesorów jest w nich dwa razy więcej. Stąd już tylko krok do teorii spiskowej, że ktoś na siłę przestawia nas na elektromobilność, byśmy zrealizowali cele ekologicznego unijnego pakietu Fit for 55 zakładającego redukcję emisji dwutlenku węgla o co najmniej 55% do 2030 roku.

Oczywiście prawdziwe powody tego uprzywilejowania samochodów elektrycznych mogą być bardziej prozaiczne. Po prostu są one droższe, więc jednostkowo koncerny więcej na nich zarabiają, dlatego ograniczone zasoby ładują właśnie w elektryki. Po drugie, producenci sprzedając więcej pojazdów bateryjnych, zmniejszając jednocześnie sprzedaż samochodów spalinowych, osiągają niższą ogólną emisję, co zmniejsza słone opłaty środowiskowe.

Tak czy siak, widzimy w motoryzacji trend przyspieszonej elektryfikacji, co europejskich decydentów napawa wielką radością. Mącą ją jedynie ci, którzy pytają, skąd w przyszłości weźmiemy prąd do dwustu kilkudziesięciu milionów (tyle w krajach Unii jest zarejestrowanych samochodów osobowych) elektryków?

Eksperci od energetyki obliczyli, że w krajach Unii statystycznie trzeba będzie wytwarzać o jedną czwartą energii więcej niż teraz, by za ileś tam lat zaspokoić zapotrzebowanie parku samochodów elektrycznych. Polska będzie zaś potrzebować aż o 46% prądu więcej. Biorąc pod uwagę, że węgiel brunatny nam się kończy, tu nas skarżą, tam zamiast elektrowni dwa słupy, o siłowniach atomowych tylko się gada, a wiatr do wiatraków wieje nam głównie w oczy – trudno sobie wyobrazić taki elektryczny cud nad Wisłą, choć od cudów tośmy najwięksi specjaliści.

 

 

 

Zostaw Komentarz