Jumper i zespół wielousterkowy
Awarie, jak nieszczęścia, często chodzą parami. Czasem są ze sobą związane, a czasem nie, choć na pozór tak to wygląda. Łatwo się wtedy w tym gąszczu diagnostycznych zagadek zgubić.
Bohaterem tego odcinka naszych warsztatowych przypowieści jest popularny dostawczak – Citroen Jumper z silnikiem 2.2d, wyprodukowany w 2004 roku. Samochód miał już słuszny przebieg, do tego zrobiony ze znacznym na ogół obciążeniem, często przekraczającym to maksymalne, dopuszczalne. Jumper pełnił bowiem niewdzięczną służbę w małej firmie budowlanej, wożąc ciężkie materiały. Gdyby był żywą chabetą, na pewno upomnieliby się o niego obrońcy zwierząt, zwłaszcza że samochód wyglądał na mocno zaniedbany. W niezależnym, ale dobrze wyposażonym warsztacie pojawił się z powodu świecącej lampki check engine.
Niejaki pan Waldemar, właściciel pojazdu, a zarazem szef firmy remontowo-budowlanej, w której Jumper pełnił funkcję wołu roboczego przyznał, że z samochodem się nie cacka, ale jak dotąd Jumper tyrał niezawodnie. Tym razem jednak interwencja mechanika była niezbędna, bo nie da się jeździć autem przechodzącym w tryb awaryjny i mogącym niespodziewanie zgasnąć np. w drodze na budowę. Użytkownik był wyraźnie pogodzony z tym, że przyjdzie mu wydać parę złotych, ale podchodził do tej sprawy pragmatycznie, tak jak do niezbędnej inwestycji w narzędzie pracy.
Tylko na zimno
Czynności diagnostyczne rozpoczęto standardowo, od odczytania usterek w sterowniku silnika. Odczytane błędy dotyczyły zaworu EGR (niewłaściwe działanie), czujnika ciśnienia paliwa (sygnał nieprawdopodobny), a także regulacji ciśnienia paliwa w listwie common raila (zawór ograniczający nadmierne ciśnienie CR – przerwa). Akurat to ostatnie widać było gołym okiem – wtyczka od czujnika dyndała obok niego, piny były zaś pordzewiałe.
Mechanik postanowił oprócz czujnika wymienić również filtr paliwa, po czym skasować błędy i wykonać jazdę próbną by zobaczyć, co się ewentualnie zapisuje w pamięci sterownika. Jazda próbna wykazała, że kiedy silnik jest jeszcze zimny, samochód jedzie prawidłowo, natomiast po rozgrzaniu przechodzi w tryb awaryjny. Zapalała się pomarańczowa lampka check engine, zaś po podłączeniu testera okazywało się, że w pamięci sterownika pojawiają się raz już odczytane i skasowane błędy. Do tego wszystkiego Jumper zaczynał kopcić. Skłoniło to mechanika do sprawdzenia stanu wtryskiwaczy.
Nie uszło na sucho
Oglądając komorę silnika, fachowiec zauważył brak płynu chłodzącego w zbiorniku wyrównawczym. Niedobór należało uzupełnić. Mechanik wlał litr, potem drugi, trzeci i dopiero po wlaniu czwartego udało się uzyskać właściwy poziom. Po uruchomieniu silnika, wlał jeszcze jeden litr, bo część płynu wciągnęło do środka. Szybko udało się zlokalizować miejsce wycieku płynu chłodzącego. Przyczyną była pęknięta głowica. W okolicy trzeciego wtryskiwacza płyn ciurkał sobie małym strumykiem.
Cóż, sprawa była jasna – głowicę należało wymienić, licząc, że przy okazji rozwiąże się problem kopcenia i zapisywania błędów.
Po znalezieniu odpowiedniej używanej głowicy, pochodzącej od zaufanego dostawcy, została ona zamontowana zgodnie ze wszelkimi regułami. Jazda próbna rozwiała jednak nadzieję na szybki i szczęśliwy finał naprawy samochodu. Błędy dalej się pojawiały, a Jumper kopcił jak lokomotywa. Po wzięciu właściciela pojazdu w krzyżowy ogień pytań, udało się z niego wydobyć zeznanie. Przyznał się on otóż do jeżdżenia od dwóch lat z ubywającym płynem, który od czasu do czasu, niezbyt jednakowoż regularnie, uzupełniano. Przyznajmy, że poznanie tej skrywanej tajemnicy nie wróżyło niczego dobrego.
Coraz dalej w las
Kolejnym krokiem było sprawdzenie kondycji wtryskiwaczy. Obawy mechanika, że leją potwierdziły się w pełni. Wszystkie wymagały regeneracji, a do ich zniszczenia doszło z powodu długotrwałej pracy z płynem chłodzącym w cylindrach. Wtryski powędrowały zatem do specjalistycznego zakładu, a po regeneracji zostały ponownie zamontowane. Jumper przestał kopcić, ale widoki na osiągnięcie mety w tym warsztatowym maratonie wydawały się nadal odległe, bowiem Jumper po rozgrzaniu wciąż przechodził w tryb awaryjny.
Koszty rosły i właściciel samochodu był coraz bardziej zaniepokojony rozwojem wydarzeń. Awaria bowiem, niczym spłoszony wierzchowiec, najwyraźniej poniosła i zaczęła pędzić w zupełnie nieznanym kierunku. Ale ponieważ sprawy zaszły tak daleko, że na zatrzymanie natarcia było już po prostu za późno, przedsiębiorca budowlany polecił nie ustawać w wysiłkach i naprawiać dalej, aż do szczęśliwego finału.
Mechanik wciąż działał. Przy okazji wyszło na jaw, że płynu chłodzącego znów ubywa. Tym razem wyciek został zlokalizowany w nagrzewnicy. Wymiana tego elementu pociągnęła za sobą wypatroszenie deski rozdzielczej, co jest robotą niewdzięczną i mozolną. Trzeba przyznać, że dawno już w warsztacie nie pojawił się samochód, w którym było aż tyle usterek. Tak czy owak Citoren musiał odzyskać sprawność, i to jak najszybciej, bowiem bardzo brakowało go w pracy.
Zdesperowany właściciel auta wyraził zgodę na wymianę wszystkich potrzebnych części, byle tylko przestały wyskakiwać błędy, a Jumper nie popadał już w tryb awaryjny.
Po sprawdzeniu wartości rzeczywistych wymieniono przepływomierz, w towarzystwie czujnika temperatury zresztą, bowiem wskazania tegoż były błędne. Ponieważ w pamięci sterownika zapisywał się również błąd zaworu regulacji ciśnienia paliwa (sporadycznie nieosiągnięty poziom regulacji), również on został wymieniony.
Konsylium się zbiera
Wydawało się, że teraz jazda próbna przebiegnie bez najmniejszych perturbacji, a pamięć sterownika pozostanie czysta jak łza. Oczywiście nic z tego! Na początku wszystko wydawało się być w najlepszym porządku, lecz nie można było odtrąbić zwycięstwa, dopóki silnik porządnie się nie rozgrzeje. Tak zwana ostrożność procesowa okazała się całkiem na miejscu, bo kiedy silnik osiągnął już właściwą temperaturę roboczą, lampka check engine zamigotała swoim jadowitym światełkiem, na widok którego mechanika aż coś zakłuło w brzuchu. Samochód wrócił do warsztatu w trybie awaryjnym, a mechanik – w stanie obniżonego poziomu samopoczucia, albowiem ćwiczenia z Jumperem zaczęły już go przyprawiać o frustrację i ból głowy.
Po wykasowaniu błędów, samochód wyruszył w trasę po raz kolejny, tyle że z testerem diagnostycznym na pokładzie. A to celem sprawdzenia wartości rzeczywistych w czasie jazdy, w nadziei, że wreszcie rzuci to na sprawę nawracających błędów nieco światła. O dziwo podczas jazdy próbnej wszystkie parametry były w normie. Sterownik zapisywał natomiast jeden błąd: ciśnienie paliwa – sygnał niezrozumiały/nieprawdopodobny.
Mechanik postanowił więc bardzo roztropnie sprawdzić ciśnienie bezpośrednio na listwie CR. Było jak najbardziej w normie. Wynik ten tak go zdeprymował, że zadecydował zrobić sobie przerwę na kawę i przedyskutować sprawę z kolegami. Jak bowiem mawiał dobry wojak Szwejk, co głowa, to rozum. Ten powie to, ten doda tamto i w ten sposób zbożne dzieło się powiedzie.
Zwołane naprędce konsylium uradziło, że należy wymontować pompę CR i sprawdzić ją na stole probierczym. Podczas testów okazało się, że czasem ma ona za mały wydatek. Dokonano zatem naprawy pompy i faktycznie po jej zamontowaniu problemy z nawracającym błędem ustąpiły.
Wojciech Słojewski, Wocar