Tajemnicze łup

08 gru 2015

Chyba każdy z nas zna kogoś, kto aby udowodnić, że ma rację, zrobi praktycznie wszystko. Taki ktoś może zostać sławnym odkrywcą, ale może też stać się bardzo nielubianym klientem serwisu samochodowego.

Pierwszy kontakt z klientem nic niepokojącego nie wróżył. Zamówiony i zapłacony samochód przygotowano, kluczyki wręczono, szerokiej drogi powinszowano. Głośno wypowiedzianą przez nabywcę auta uwagę, że opony są brudne, uznano za efekt stresu związanego z odbiorem nowego, dość drogiego pojazdu.

Zwiastun kłopotów

Zwiastunem zapowiadających się kłopotów był pierwszy telefon klienta z pytaniami: „Dlaczego w samochodzie tej klasy podczas jazdy drży kierownica?” oraz „Dlaczego podczas hamowania – fakt, że nie zawsze – z tyłu auta dochodzi głośne »łup«?”. Doradca serwisowy, który z klientem rozmawiał, grzecznie pytań wysłuchał, po czym równie grzecznie poprosił, aby szanowny klient przyjechał do serwisu „to się zobaczy, o co się rozchodzi”.

Gdy auto wraz ze swym właścicielem pojawiło się w serwisie, zgodnie z procedurą poproszono klienta, aby odbył wraz z doradcą jazdę próbną i zaprezentował zgłaszane niedomagania samochodu. Co do drżenia kierownicy to doradca spodziewał się czegoś na rzeczy, bo reklamacje, w dodatku uzasadnione, czasem się zdarzały. Przyczyny miały zwykle dwie. Albo laweciarz dowożący nowe auta do salonu koła samochodów pokrzywił, gdy pasami pojazdy za te koła do lawety mocował i naciągał pasy „ile fabryka dała”. Albo samochód, czekając na nabywcę, stał tak długo bez ruchu na placu, że opony odkształciły się i dostały platfusa. Ale „łup” to było dla doradcy coś zupełnie nowego.

Wszystkie auta tak mają

Sprawa drżenia kierownicy szybko się wyjaśniła. Klienta niepokoiły samoczynne wibracje, jakich ona doznawała podczas jazdy z prędkością 40-50 km/h po betonowych, wewnątrzosiedlowych uliczkach. Aby przypadłość tę pokazać, klient, wbrew przepisom, auto do wspomnianej prędkości rozpędzał i ręce obie z kierownicy zdejmował. Doradca reklamację oddalił, tłumacząc, że tak to wszystkie samochody mają. Właściciel pojazdu w zasadzie zgodził się z tą opinią, bo jak powiedział „chciał się tylko upewnić u fachowca”.

Bezowocne hamowania

Tajemnicze lup 3Weryfikacja „łup” nie poszła już tak gładko. Klient, w dalszym ciągu wykorzystując uliczkę, na której bawiła się dziatwa, rozpędzał maszynę do większej niż poprzednio prędkości, po czym hamował silnie. A nawet bardzo silnie, gdyż jego auto wyposażone było w tzw. asystenta hamowania, zwanego przez niektórych systemem wspomagania hamowania panicznego. Pomimo wielu rozpędów i silnych hamowań nic niepokojącego nie dawało się jednak usłyszeć. Dało się zobaczyć za to nadjeżdżający radiowóz policyjny, bo ktoś z osiedla zawiadomił organa, że „dwóch pewnie pijanych palantów wygłupia się samochodem i jeszcze kogoś potrącą”. Czy klient-kierowca nie był po alkoholu, policja sprawdziła swym wyczulonym węchem. Spotkanie z przedstawicielami władzy zakończyło się jednostronnym komunikatem funkcjonariuszy do właściciela pojazdu: „Weź Jurek nie szalej, bo ludzie wydzwaniają”. Skąd ten Jurek, to się jeszcze okaże.

Jako że akurat minęła szesnasta, doradca grzecznie poprosił klienta o podwiezienie do serwisu, bo szkoda mu było prywatnego czasu na wyjaśnianie przyczyn „łup”, którego nie słychać. Ponieważ właściciel samochodu zaklinał się, że „łup” jest – tylko, że nie zawsze – panowie się umówili, że jak znów się pojawi, to klient od razu do serwisu przyjedzie.

Hałas bez przyczyny

Na wizytę nie trzeba było czekać długo. Już trzy dni później przybywający na poranną zmianę pracownicy serwisu, w tym nasz doradca, zostali przed bramą powitani przez klienta słowami „jest »łup«”. Doradca w lot pojął w czym rzecz, koledzy natomiast zaczęli szeptać między sobą, że Młody (tak w pracy nazywano doradcę) chyba za bardzo się z tym klientem „zawaflował”, a to błąd, bo tenże klient był jednemu koledze z warsztatu tak samo dobrze znany, jak policji, która na osiedlu zwracała się do niego per „Jurek”.

Tajemnicze lup 9Jazdę mającą zaprezentować „łup” pan Jurek tym razem odbył już na placu serwisu. Rzeczywiście pojawiało się ono jak na zawołanie z tyłu auta przy każdym mocnym zahamowaniu.

Szczegółowe oględziny: zawieszenia tylnego, klapy tylnej, wnętrza bagażnika oraz innych podejrzanych miejsc, nie naprowadziły na wyraźną przyczynę dziwnego hałasu powstającego przy hamowaniu. Aby zrobić coś, co wyglądałoby na mądre i celowe, zdemontowano półsztywną oś tylną. Pomimo niewielkiego przebiegu samochodu, wynoszącego kilkanaście tysięcy kilometrów, oraz braku najmniejszych nawet śladów uszkodzeń silentbloków zawieszenia, elementy te wymieniono na nowe. Stare, lecz jeszcze sprawne, zgodnie z procedurą zostały zniszczone, aby nikt ich nie użył drugi raz.

Palenie albo zdrowie

Przeprowadzona naprawa nic nie dała. Klientowi powiedziano, że może jechać autem, gdyż nie widać, by coś się miało zaraz urwać, ale może też pojazd zostawić, bo takie ma prawo. Niech się jednak nie spodziewa, że mechanicy szybko z samochodem coś zrobią, bowiem chwilowo zupełnie nie wiadomo, o co z tym „łup” chodzi. Tak więc przedstawiono klientowi alternatywę przypominającą tę z każdej paczki papierosów: „Palenie albo zdrowie, wybór należy do Ciebie”.

Pan Jurek zdecydował, że auto weźmie, ale tonem nieznoszącym sprzeciwu zażądał, aby pomyśleć, jak „łup” usunąć i jakby co to dzwonić, po czym podyktował swój kolejny, chyba trzeci już numer telefonu komórkowego.

Przedwczesna radość

Ponieważ dobiegł końca okres urlopowy, do pracy wrócił jeden z najbardziej doświadczonych mechaników. Gdy usłyszał o „łup”, kazał sobie klienta sprowadzić, uprzednio należycie zrugawszy młodszych adeptów trudnej sztuki naprawy samochodów. Doradca zatelefonował więc do pana Jurka i nie posiadł się ze zdumienia! Usłyszał bowiem: „Chybaście jednak dobrze te gumy wymienili, bo po paru dniach przestało łupać i jest dobrze”. Radość, radość po trzykroć w serwisie zapanowała. Jednak młodość potrafi!

Szybko jednak okazało się, że była ta radość cokolwiek przedwczesna. Dosłownie następnego dnia stary wyjadacz został powiadomiony, że dzwonił pan Jurek i powiedział: „»Łup« jest jeszcze gorsze, jutro podjeżdżam i róbcie, aż zrobicie”. W tym momencie prosi się Szanownych Czytelników o uzbrojenie się w cierpliwość przy lekturze, bowiem…

Stuków nie stwierdzono

Gdy pan Jurek z rana zostawił auto i sobie poszedł, zgodnie z planem trafiło ono do starego wyjadacza. Tenże po godzinie odniósł zlecenie doradcy dokonawszy wpisu: „Stuków z tyłu nie stwierdzono”. Po wymianie pomiędzy wyjadaczem i doradcą informacji mających znaczenie dla sprawy, popartych zresztą jazdą próbną, uradzono zatelefonować do pana Jurka, by samochód zabierał i nie zawracał, oficjalnie, głowy, zaś po prawdzie, innej części ciała. Słysząc te słowa pan Jurek, który z powodu burzliwego przebiegu swojego młodego życia miał specyficzne, można powiedzieć subkulturowe, wyczulenie na sprawy prawdy i honoru, wyartykułował z kolei swoje stanowisko. Uczynił to słowami: „Nie będzie jakiś frajer człowiekowi ściemy zarzucał”, prosząc jednocześnie równie uprzejmie, aby zostały one powtórzone komu trzeba. Występujący w charakterze mimowolnej ofiary doradca przekazał je staremu wyjadaczowi, z tym że uprzednio przełożył je nieco. Zabrzmiały one więc w sposób następujący: „Powiedział, że nie oszukuje, że samochód robi »łup«”.

Auto wydano, komisyjnie przeprowadzając wspólnie z jego właścicielem weryfikację obecności (czy raczej nieobecności) „łup” poprzez wielokrotne hamowanie. Zrezygnowany pan Jurek pojazd odebrał, ale wyraźnie zastrzegł, że temu mądrali (staremu wyjadaczowi) to jeszcze „wsadzi w gardło ten złom”. Takie to już emocje zapanowały bowiem z powodu jednej głupiej usterki samochodu.

Koniec żartów

Po kilku dniach auto znów zostało przyprowadzone do serwisu, na szczęście już bez takich emocji. Mowy o wsadzaniu w gardło żadnej nie było, pan Jurek bardzo spokojnie oświadczył, że „łup” jest znowu i prosi, aby naprawić, ale teraz to już nie żartuje. Znając przeszłość klienta różne rzeczy mogły się kryć za oświadczeniem o końcu żartów. Było ono jednak o tyle niestosowne, że w serwisie nikt od dawna nie miał ochoty na żarty, każdy chciał rychłej i skutecznej naprawy, by na dobre można było rozstać się z oryginalnym dość klientem.

Metoda Sherlocka Holmesa

Samochód w końcu został naprawiony. Stary wyjadacz zastosował chętnie wykorzystywaną przez Sherlocka Holmesa metodę dedukcji, przy czym dochodzenie do sedna sprawy wyglądało w tym przypadku naprawdę komicznie. Na kolejne jazdy próbne wyjeżdżało bowiem auto, które coraz bardziej nie miało… tyłu. Najpierw pozbawione zderzaka, następnie tylnych drzwi, klapy bagażnika, tylnych siedzeń. I gdy już prawie nie było czego wykręcać, zaś „łup” przy hamowaniu rozlegało się w najlepsze, powodując narastającą frustrację wśród pracowników serwisu, nagle przyszło olśnienie. Jakie?Tajemnicze lup 4Takie mianowicie, że tajemniczy odgłos powstaje w zbiorniku, ale tylko wtedy, gdy znajduje się w nim określona ilość paliwa. To ono przelewając się podczas hamowania, wywołuje dziwne dźwięki.

I faktycznie po wymianie zbiornika całe zjawisko znikło. Gdy zaś stary bak został, tak dla ciekawości, rozcięty, okazało się, że jedna ze znajdujących się w nim przegród jest luźna, gdyż jakiś roztargniony robot w fabryce zapomniał ją zgrzać. I to właśnie ona powodowała głośne „łup”.

Stanisław Trela

2 komentarze

Zostaw Komentarz