Jasna, długa, prosta Trasa Łazienkowska
Hej, młody junaku, smutek zwalcz i strach,
Przecież na tym piachu za 30 lat,
Przebiegnie, z pewnością, jasna, długa, prosta,
Szeroka jak morze Trasa Łazienkowska
I z brzegiem zepnie drugi brzeg,
na którym twój ojciec legł.
Ta oto młodzieżowa pieśń patriotyczna z filmu „Miś” przypomniała nam się, kiedy dotarła do nas szczęsna nowina. Po dziewięciu miesiącach od wielkiego pożaru Most Łazienkowski został oddany do użytku i to dwa dni przed terminem. Wszyscy eksperci podkreślają, że odbudowa przebiegła wyjątkowo sprawnie i może służyć za wzór dobrze zrealizowanej inwestycji publicznej.
Tak więc mamy wielki sukces, tyle że w polskim stylu. Udało się szybko odbudować most, który najpierw doszczętnie spłonął, bo ktoś naskładał pod nim desek, ktoś tej sterty nie dopilnował, a jeszcze ktoś inny podpalił. Krótko mówiąc, znów bohatersko pokonaliśmy problem, który sami sobie stworzyliśmy.
Pozostaje jeszcze wyjaśnić, jakim cudem udało się oddać most w zaplanowanym terminie. Otóż zawdzięczamy to sytuacji uznanej za klęskę żywiołową. W jej obliczu, zgodnie z przepisami, można było odstąpić od procedury przetargowej przewidzianej przez ustawę o zamówieniach publicznych. Gdyby nie to, najpierw przez rok wyłaniany byłby wykonawca. Rzecz jasna najtańszy, bo urzędnicy baliby się zdecydować inaczej w obawie przed oskarżeniami o niegospodarność. Potem wykonawca przerwałby roboty w połowie, domagając się zmiany kontraktu, gdyż w przetargowej licytacji przeszarżował z ceną i teraz grozi mu bankructwo. Przepychanki trwałyby kolejne miesiące. W tym czasie firma upadłaby i zeszła z budowy, a kolejne pół roku trwałoby szukanie nowej. Oczywiście na koniec okazałoby się, że koszty są dwa razy wyższe niż pierwotnie zakładano. Ćwiczyliśmy takie „procedury” przy okazji budowy autostrad. Wynika z tego, że aby u nas dało się coś sprawnie zbudować za publiczne pieniądze, najpierw musi być pożar, wybuch lub powódź stulecia.