Konkurencja pieczątek

04 lis 2015

Mechanicy często zazdroszczą diagnostom ze stacji kontroli pojazdów, że ci mają prostą i do tego czystą robotę. Wjechać samochodem klienta na ścieżkę, włączyć te wszystkie szarpaki i trzęsidła, wejść na chwilę do kanału, poświecić tu i tam, a na końcu wbić pieczątkę do dowodu i zainkasować stówę. Szast prast i po wszystkim. Taki diagnosta nie musi głowić się nad przyczynami nietypowych awarii, zdobywać danych technicznych, martwić się, że jego diagnoskop nie obsługuje w danym aucie jakiegoś układu, szukać części zamiennych, słowem – ma święty spokój.

Jak to mówią, po drugiej stronie płotu trawa zawsze bardziej zielona. Mają więc i stacje kontroli pojazdów swoje własne bolączki. Swego czasu ustawodawca doszedł do wniosku, że działalność SKP należy pozostawić wolnemu rynkowi. A że biznes wydawał się lukratywny, powyrastały stacje jak grzyby po deszczu, czasem dosłownie jedna koło drugiej. Opłacalność spadła, pojawiła się konkurencja, a to doprowadziło do patologii, o czym można przeczytać w tekście „SKP – kontrole poza kontrolą”.

Można się spotkać z opinią, że SKP jest już w Polsce za dużo, bo przy obecnej, urzędowo ustalonej opłacie za badanie techniczne i ograniczonej liczbie samochodów do obsłużenia, nie ma możliwości, by wszystkie stacje były rentowne. Co prawda wysokość opłaty zostanie niedługo podniesiona, ale już pojawiają się głosy, że paradoksalnie może to tylko pogorszyć sytuację. Oto bowiem, skuszeni zarobkiem przedsiębiorcy pootwierają kolejne SKP i będzie jeszcze więcej gąb do wykarmienia.

Zostaw Komentarz