W międzynarodowym, miłosnym uścisku
W czasach globalizacji, konsolidacji i różnych innych podejrzanych „acji” szermowanie stereotypami narodowymi w motoryzacji jest zajęciem dość jałowym. Wszyscy zapewne pamiętają stare porzekadło o niekupowaniu samochodów na „F”, w tym „fszystkich francuskich”. Dziś popularny jest mem przedstawiający szefa kuchni sztorcującego podkuchennego: „Po co lejesz tyle oleju! To patelnia, a nie Passat.”
Jak widać ludowa złośliwość dotyka wszystkich bez wyjątku marek, niezależnie od kraju pochodzenia. Niedawno rozbawiła nas internetowa dyskusja dwóch miłośników motoryzacji, którzy z pasją okładali się w obronie honoru swych ukochanych aut. Wymiana poglądów i uprzejmości była tak zażarta, że gdyby obaj błędni rycerze spotkali się w realu, zapewne zażądaliby pistoletów oraz sekundantów.
Co ciekawe, roznamiętnieni interlokutorzy zachwalający swe pojazdy, nieświadomie powoływali się na rozwiązania opracowane przez niezależnych dostawców. Żeby było śmieszniej, użytkownik samochodu niemieckiego piał o geniuszu inżynierów firmy włoskiej, z kolei właściciel włoskiego pojazdu, w którym biło „sportowe serce”, zachwalał dla odmiany system dostarczany przez niemieckiego producenta.
Gdyby tę szermierkę kierowców widzieli szefowie marketingu obu samochodowych koncernów, niewątpliwie byliby pełni podziwu. Dla samych siebie oczywiście, że tak skutecznie potrafią ludziom zaszczepić „świadomość marki”.