Nie chodzi, nie chłodzi

09 sie 2021

Zdarza się, że pozornie prosta sprawa nagle przybiera nieoczekiwany obrót i wszystko się komplikuje. Po zamontowaniu nowej części pojawiają się bowiem nowe kłopoty.

 

Ubiegłe lato wyjątkowo nie skąpiło nam afrykańskich temperatur i kto lubi chodzić z wywieszonym językiem, mógł śmiało nie lecieć do Hurghady, lecz zostać sobie spokojnie w Warszawie. – Jakim cudem w czasach, kiedy samochody nie miały jeszcze klimatyzacji, ludzie wytrzymywali w taki upał za kierownicą – zastanawiał się nieraz pan Tomasz, włączający w rozpalonym niczym piekarnik samochodzie nawiew chłodnego powietrza, dzięki czemu już po chwili jego Volvo S40 2.0 D z 2009 roku zamieniało się mały azyl dający wytchnienie od letniego skwaru.

Niestety dostawy chłodu uległy niespodziewanie zakłóceniom. Któregoś dnia bowiem, kiedy Volvo stało na światłach, w aucie zrobiło się gorąco, a zaskoczony tym faktem użytkownik skonstatował, że z nawiewów, zamiast zimnego, leci dość ciepłe powietrze. Dopiero kiedy ruszył ze świateł i przejechał kawałek, chłód powrócił. Podczas kolejnego postoju sytuacja powtórzyła się. A że w Warszawie bardziej się stoi, niż jedzie, komfort podróżowania był marny. Z tego też powodu Volvo pana Tomasza pojawiło się następnego dnia w niezależnym, lecz dobrze wyposażonym warsztacie.

Wentylator precz

Jak zwykle, objawy usterki ani myślały się w serwisie ujawnić. Po sprawdzeniu czynnika, ciśnień i działania układu oddano klientowi auto, prosząc go, aby przyjechał, kiedy tylko objaw wystąpi. Jakoż wystąpił dnia następnego i pan Tomasz zameldował się w warsztacie ponownie.

Tym razem weryfikacja była prosta jak podanie ręki. Szwankował wentylator chłodnicy. Temperatura i ciśnienie czynnika wzrastały w skraplaczu nadmiernie, bo ciepło nie było zeń właściwie odbierane. Wydawało się, że wymieni się wentylator i będzie po krzyku.

Pojawił się jednak problem z dostępnością części. W ofercie dystrybutorów były, jak mawiał Zenon Laskowik w swoich skeczach – chwilowe, przejściowe. Wreszcie udało się namierzyć wiatrak w którejś z hurtowni. Kosztował aż 900 złotych, a i tak był o połowę tańszy niż wentylator z ASO.

Po zamontowaniu nowej części klimatyzacja ruszyła, ale zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Z jednego nawiewu, owszem leciało chłodne powietrze, ale za to z drugiego – ciepłe.

Mechanik podłączył tester, w nadziei, że uda mu się zaadaptować nawiewy i będzie z głowy. Adaptacje nie chciały jednak ruszyć. – Trzeba najpierw odczytać błędy i skasować je, może wtedy się uda – poradził przytomnie kolega. Ten manewr też jednak nie przyniósł zamierzonych rezultatów. Na dokładkę okazało się, że błędy wracają i dotyczą nie tylko wentylatora, ale również panela sterującego klimatyzacją. – No to kicha – westchnął mechanik. Klient za tydzień miał jechać do Chorwacji, a tu niespodziewanie pojawił się pasztet.

Stary wraca

Krótkie konsylium zebrane ad hoc uradziło, że wszystkiemu winny jest nowy wentylator. Postanowiono część wymontować. Młody elektryk wziął zaś na warsztat stary, oryginalny wentylator. Jakimś cudem udało mu się naprawić uszkodzony sterownik i reanimować część.

Po wstawieniu naprawionego wentylatora i wymianie uszkodzonego panelu klimatyzacja ruszyła, nawiewy dały się adaptować i wszystko działało już tak, jak powinno.

Nowy wentylator, który okazał się być przyczyną całego zamieszania poddany został badaniom porównawczym. Po pierwsze wszyscy byli zaintrygowani, co z nim jest nie tak. Po wtóre, część miała zostać wysłana z reklamacją, należało więc mieć jakiś argument nie do zbicia. Dociekaniami zajął się młody elektryk, któremu udało się naprawić stary wentylator. Wyniki wyjaśniły wszystko Okazało się, że pobiera dużo więcej prądu niż stary, oryginalny. W efekcie zakłócenia, które wprowadzał zamiennik, spowodowały uszkodzenia panela sterującego.

 Wojciech Słojewski, Wocar

Zostaw Komentarz