Uczenie się na własnych błędach bywa niekiedy bardzo kosztowne. Zawsze taniej jest uczyć się na błędach innych lub czytając odpowiednią literaturę fachową.
W większości naszych dotychczasowych opowieści o nietypowych awariach samochodów istotną rolę odgrywał właściciel pojazdu. Tym razem był on praktycznie statystą, w walce z upartym autem brała natomiast udział, aczkolwiek dosyć biernie, firma ubezpieczeniowa, która zleciła naprawę pojazdu uszkodzonego na skutek niezbyt w sumie groźnej kolizji. Sympatyczny pan w kapeluszu, do którego samochód należał, tylko od czasu do czasu pojawiał się w serwisie, autoryzowanym zresztą, by zapytać się co dzieje z jego pojazdem. Zazwyczaj dowiadywał się wtedy, że do ubezpieczyciela poszedł kolejny wniosek o wymianę „uszkodzonego” elementu. Towarzyszyło temu z reguły zapewnienie, że powinna to być już ostatnia cześć do wymiany. Jak pokazało życie, tych ostatnich części było kilka.